Start strzelców w czeskim Semily
W czeskim Semily na zawodach międzynarodowych rywalizowali zawodnicy sekcji strzeleckiej. W konkurencji...
25 kwietnia Wisła 2019 roku rozegrała mecz wyjazdowy w Sosnowcu z miejscowym Zagłębiem. W sześćdziesiątej szóstej minucie meczu na placu gry pojawił się Emmanuel Kumah. Debiutujący tego dnia w Wiśle zawodnik od razu przeszedł do historii, bo stał się setnym obcokrajowcem w barwach Wisły.
Urodzony 9 lutego 2000 roku w Seikwie piłkarz występuje przeważnie na pozycji ofensywnego pomocnika (typowa „10”), ale jego atutem jest także umiejętność gry na skrzydle. Lewonożny futbolista „wpadł w oko” trenerowi Maciejowi Stolarczykowi podczas rozegranego 12 października ubiegłego roku sparingu przeciwko Bocheńskiemu Klubowi Sportowemu na stadionie w Bochni. Wisła wygrała tamten pojedynek 5-2 a Kumah przebywał na boisku 63 minuty.
Umowa z zawodnikiem z Ghany będzie obowiązywać do 31 grudnia bieżącego roku, a dla samego piłkarza wypożyczonego z Tudu Mighty Jets ten okres będzie idealną okazją do wypromowania się i pokazania szerszej publice swoich umiejętności. Nowemu futboliście Białej Gwiazdy życzymy powodzenia. Jednocześnie zachęcamy wszystkich kibiców do lektury poniższego tekstu, w którym przypomnimy kilku piłkarzy pochodzących z Afryki, którzy wystąpili w koszulce z Białą Gwiazdą na piersi.
Pierwszym zagranicznym piłkarzem w historii Wisły był Zambijczyk Noel Sikhosana. Do Krakowa ściągnął go Robert Gaszyński, a zawodnik w barwach Białej Gwiazdy wystąpił w jednym meczu. Wisła w Wielką Sobotę 30 marca 1991 roku grała mecz na własnym stadionie z Zagłębiem Sosnowiec. Noel zastąpił wtedy kontuzjowanego Tomasza Dziubińskiego. Krakowianie wygrali spotkanie 1-0 po golu Zbigniewa Grędy z 54 minuty. Noel pojawił się wtedy na stadionie przy Reymonta pierwszy i ostatni raz.
Zdecydowanie dłużej w czerwonej koszulce występował Armand Guy Feutchine. Ten mierzący 167 centymetrów wzrostu trafił do Wisły latem 1996 roku tuż po awansie do ekstraklasy. Kameruńczyk miał wtedy niespełna dwadzieścia lat. W zespole prowadzonym wówczas przez Henryka Apostela zadebiutował 31 lipca 1996 roku, kiedy Wisła na Suchych Stawach przegrała 0-2 Małe Derby z Hutnikiem. Pierwszego gola zdobył 11 sierpnia przy Cichej w Chorzowie. Wisła objęła prowadzenie w meczu z Ruchem właśnie po jego trafieniu w 18 minucie. Zwycięstwo było blisko, ale punkt dla Niebieskich uratował wtedy Mariusz Śrutwa.
Feutchine wyróżniał się dobrą techniką i nieszablonowymi zagraniami, jak na przykład podbijanie piłki przy wykonywaniu rzutu wolnego, po to, aby kolega z zespołu mógł uderzyć z woleja. Strzelił dla Wisły jeszcze dwie bramki, w tym jedną Widzewowi, który występował wówczas w Lidze Mistrzów.
Kameruńczyk nie przebił się jednak w polskiej lidze, przede wszystkim z racji na warunki fizyczne. Kiedy Wisłę przejmowała Telefonika, zabrakło dla niego miejsca w kadrze. Odszedł do… Cracovii, by po pół roku wyjechać do Grecji, w której występował z bardzo dobrym skutkiem do 2006 roku. Armand Guy miał także na koncie dwadzieścia występów w pierwszej reprezentacji Kamerunu, z którą wystąpił na niemieckim Mundialu w 2006 roku.
Kolejnym piłkarzem, którego weźmiemy dzisiaj „na tapetę” będzie Sunday Ibrahim. Urodziny 20 grudnia 1980 roku w nigeryjskim Ibadan trafił do Wisły na początku 1998 roku. Za jego transferem do drużyny Białej Gwiazdy stali Czesław Boguszewicz i Zdzisław Kapka. Były piłkarz Arki wypatrzył Ibrahima, a Kapka ten transfer „klepnął”. Czarnoskóry zawodnik jawił się jako futbolista o sporym talencie, dużym przeglądzie pola i nieprzeciętnych umiejętnościach technicznych. Wszyscy w klubie byli zadowoleni z jego przyjazdu poza dwoma osobami. Pierwszą z nich był trener Łazarek, który do Nigeryjczyka ewidentnie nie mógł się przekonać, a drugą osobą był… sam piłkarz. Sunday był wręcz przerażony zimą, dodatkowo czuł, że szkoleniowiec łagodnie określając nie traktuje go poważnie. Wszystko zmieniło się jednak dosłownie w kilka chwil. Zmierzająca sukcesywnie w górę tabeli Wisła (już pod telefonikowym szyldem) udała się jednego z outsiderów ligowej tabeli czyli KSZO Ostrowiec Świętokrzyski. Wyjazdowy pojedynek miał rozpocząć się w sobotę 28 marca 1998 roku o godzinie 15:00. Ibrahim zgodnie z planem na wyjazd z pierwszą drużyną nie pojechał, szykował się więc do występu w zespole rezerw. W sobotni poranek obudził go jednak telefon. Ibrahimowi nakazano natychmiast wyruszyć do Ostrowca, a taka decyzja była spowodowana niespodziewanymi i nagłymi kłopotami kadrowymi. Sunday przybył więc na miejsce i usiadł na ławce, z której obserwował jak jego koledzy męczą się z niżej notowanym rywalem. Szczególnie widoczny był brak Ryszarda Czerwca, który w tamtych czasach był prawdziwym dyrygentem krakowskiego zespołu i najlepszym rozgrywającym ligi. Oczywistym jest to, że i bez Czerwca bardzo silni kadrowo Wiślacy mieli obowiązek sobie z KSZO poradzić, ale chyba nie był to ich dzień… Wreszcie w 72 minucie Łazarek zdecydował się wpuścić na boisko Ibrahima za Krzysztofa Bukalskiego. Siedem minut później Sunday bardzo ładnym strzałem z dystansu zdobył dla Wisły jedynego gola w tym meczu przesądzając o zwycięstwie Białej Gwiazdy 1-0.
Nigeryjski zawodnik niemal do końca sezonu był rezerwowym, ale pojawiał się coraz częściej na placu gry. Z pewnością pomogła mu w tym także dymisja Łazarka, którego zastąpił Jerzy Kowalik, a potem Franciszek Smuda. To właśnie popularny „Franz” zaczął stawiać coraz odważniej na Ibrahima. Ten z kolei odwdzięczał mu się naprawdę dobrą grą i bramkami strzelanymi w Pucharze UEFA. Wtedy właśnie Nigeryjczyk pokonał bramkarzy Newtown AFC czy Trabzonsporu. Dobrze zapowiadającą się karierę zaczęły jednak przerywać kontuzje. Pierwsza z nich spowodowała ponad półroczną absencję piłkarza. Kiedy wracał do gry w meczu z Ruchem Radzionków, który Wisła wygrała 6-0 (11 kwietnia 1999) krakowska publika przywitała go bardzo ciepło. Widać było, że fanom gra Ibrahima naprawdę się podoba i że nieustannie wiążą z nim spore nadzieje. Sam piłkarz nie prezentował się już tak dobrze jak przed urazem. Technika i umiejętności czysto piłkarskie dalej stały na bardzo wysokim poziomie, fizycznie jednak dochodził do siebie bardzo długo. Kiedy wydawało się, że wszystko zmierza w dobrym kierunku, a Sunday zaczął grywać stosunkowo regularnie po raz kolejny dopadł go pech. 5 września 1999 roku w Radzionkowie podczas meczu I rundy Pucharu Ligi zerwał więzadła w kolanie. Walka o jego powrót na boisko trwała ponad rok, co rusz pojawiały się komplikacje, przeprowadzano kolejne zabiegi. Wrócił już za kadencji Adama Nawałki w meczu ze Stomilem Olsztyn 2 maja 2001 roku. W zespole Białej Gwiazdy występował do końca rozgrywek 2001/2002. Z reguły był zmiennikiem, zdołał jednak jeszcze wystąpić dwukrotnie przeciwko Barcelonie, a na Camp Nou rozegrał pełne 90 minut. Spora była tym zasługa Smudy, który konsekwentnie wierzył w piłkarza. Później dawał mu pograć także Kasperczak, ostatecznie jednak zdecydowanie się Nigeryjczyka wypożyczyć… do KSZO. Tam spędził wiosnę 2003 roku, ale Ostrowiczanie i z Ibrahimem w składzie spadli z najwyższej klasy rozgrywkowej. Sunday w ekstraklasie rozegrał jeszcze dwanaście meczów wiosną 2006 roku. Wtedy do Lubina ściągnął go prowadzący Zagłębie Smuda. Doświadczenie Sundaya przydało się Lubinianom, którzy zdobyli wtedy brązowy medal Orange Ekstraklasy.
Półtorej roku po Ibrahimie pod Wawel trafił Kelechi Iheanacho. Urodził się 12 lipca 1981 roku w Aba (Nigeria). W Krakowie znalazł się latem 1999 roku, a za jego transferem stał podobnie jak w wypadku Ibrahima Zdzisław Kapka. Osiemnastoletni napastnik z pewnością nie był w stanie wygrać rywalizacji z Frankowskim czy potem Maciejem Żurawskim, był on jednak traktowany jako inwestycja w przyszłość i piłkarz ze sporym potencjałem. Sam zawodnik po latach twierdził, że mógł grać w Barcelonie, ale patrząc na jego dokonania, raczej trzeba patrzeć na takie deklaracje przez palce. Kelechi zadebiutował w Wiśle w meczu przeciwko Pogoni Szczecin 22 sierpnia 1999 roku. Biała Gwiazda zremisowała 1-1, a Nigeryjczyk w 81 minucie zmienił Brasilię. Przez dwa i pół roku (to realny czas przebywania przez niego w kadrze pierwszego zespołu) wystąpił łącznie we wszystkich rozgrywkach dwadzieścia siedem razy. Poza tym czas spędził na wypożyczeniach do Wawelu Kraków, Wisły Płock czy Stomilu Olsztyn. W historii Wisły zapisał się jednak dzięki jednej, jedynej bramce jaką udało mu się strzelić w oficjalnym meczu z Białą Gwiazdą na piersi. To on dał sygnał do ataku na Real Saragossa, zdobywając w 46 minucie pamiętnego meczu wyrównującą bramkę. Jak dobrze pamiętamy Wisła wygrała 28 września 2000 roku 4-1 i po rzutach karnych wyeliminowała Hiszpanów. Kelechi po odejściu z Wisły występował w zespole Drwęcy Nowe Miasto Lubawskie i tam w rundzie jesiennej sezonu 2005/2006 w drugiej lidze strzelił siedem goli. Dzięki dobrej postawie udało mu się przejść do Widzewa, który na koniec rozgrywek awansował do Ekstraklasy. W łódzkim zespole zdołał jeszcze dwa razy zagrać wiosną 2007 roku w najwyższej klasie rozgrywkowej.
Najlepszym futbolistą urodzonym w Afryce był ewidentnie Kalu Uche. Postać nie tylko nieszablonowa na boisku, ale także trudna i niejednoznaczna w życiu. Kiedy Sunday Ibrahim biegał po murawie Camp Nou w sierpniu 2001 roku, włodarze Wisły dopinali szczegóły wypożyczenia z drugiej drużyny Espanyolu Barcelona innego Nigeryjczyka. Był nim właśnie Kalu Uche. Po raz pierwszy krakowskiej publiczności pokazał się on 30 września 2001 roku. Szansę debiutu dał mu Franciszek Smuda, wpuszczając go na plac gry za Mirosława Szymkowiaka w 62 minucie. Pokazał nie tylko spore umiejętności, dobrą skoczność, ale i swego rodzaju nieokiełznanie, szybko łapiąc żółtą kartkę. Jesienią 2001 roku Uche pojawił się na boisku jeszcze tylko raz, kiedy 21 października wystąpił 68 minut w przegranym meczu Wisły w Wodzisławiu Śląskim. Współpraca Kalu ze Smudą układała się łagodnie pisząc średnio, a Uche był o krok od odejścia z klubu. Wszystko zmieniło się jednak wraz z przyjściem Henryka Kasperczaka w marcu 2002 roku. Z początku Nigeryjczyk wchodził na plac gry przeważnie za Grzegorza Patera, a szansę gry od pierwszych minut dostawał na przykład w Pucharze Ligi. To właśnie w tych rozgrywkach Nigeryjczyk zdobył swojego pierwszego gola dla Białej Gwiazdy. Podopieczni Kasperczaka grali na własnym stadionie 26 marca 2002 roku z Zagłębiem Lubin. Uche zdobył gola w 16 minucie, a trafienie przesądzające o zwycięstwie Wisły w tym spotkaniu strzelił Tomasz Kulawik w minucie 74. Z ciekawostek warto dodać, że był to ostatni z niewielu występów w koszulce Wisły Igora Sypniewskiego. Zapowiadający się na wybitnego piłkarza „Sypek” przegrał z alkoholem i depresją, a apogeum jego choroby miało miejsce właśnie pod Wawelem. Uche z kolei robił kolejne kroki do osiągnięcia w Krakowie naprawdę wybornej formy. Kolejny kapitalny mecz, a właściwie kwadrans Nigeryjczyka odbył się 10 maja 2002 roku. Wisła grała rewanżowy mecz finału Pucharu Polski z Amicą Wronki. Pierwsze spotkanie Biała Gwiazda wygrała 4-2, rewanż wydawał się więc raczej formalnością. Kalu pojawił się na placu gry przy stanie 2-0 dla Wisły, w 75 minucie zmieniając Grzegorza Patera, by w doliczonym czasie gry ustalić wynik na 4-0. Po pięknym trafieniu z półwoleja, prawoskrzydłowy z Nigerii wykonał równie efektowane salta na murawie.
Jesień 2002 była dla Uche czasem przełomowym. To właśnie wtedy on sam wywalczył sobie miejsce w składzie, imponując bajecznie dobrą techniką użytkową, przeglądem sytuacji czy bardzo solidną jak na swój niski wzrost skocznością. Wisła z kolei przechodziła wtedy kolejne etapy europejskiej przygody, pokonując Parmę i Schalke, a na krajowym podwórku zmierzała po dublet. Kto pamięta występ Uche na Stadio Olimpico i remis z Lazio 3-3 w lutym 2003 roku, ten doskonale wie, jak ważnym był on dla zespołu Henryka Kasperczaka piłkarzem. Kiedy latem 2003 roku z drużyny odeszli Kamil Kosowski i Marcin Kuźba, wszyscy zdawali sobie sprawę, że to poważne ubytki. Jednakże wizja Henryka Kasperczaka, która opierała się na ustawieniu drużyny pod Macieja Żurawskiego i Uche właśnie była przez wszystkich do zaakceptowania. Jednak pojawił się mały problem. Tym problemem był sam Nigeryjczyk…
Uche zapragnął odejść. Odejść natychmiast, bez względu na wszelkie z tego tytułu konsekwencje, a także chyba przede wszystkim nie oglądając się kompletnie na zdanie klubu. Oferta z Ajaksu Amsterdam była dla niego jedyną opcją i jakiejkolwiek innej nie chciał słyszeć. Przestał trenować z drużyną, więc Wisła go zawiesiła. Do Ajaksu nie trafił wcale, nie grał w piłkę przez pół roku, w końcu w styczniu 2004 roku wrócił do Krakowa. Klub i Kasperczak postanowił dać mu drugą szansę, względnie normalnie przyjęli go także mający do niego wcześniej wielkie pretensje kibice. Uche nie był już tym samym piłkarzem. Oczywiście widać było, że nie zapomniał jak się gra w piłkę, niemniej jednak pół roku wypoczywania i treningów „na banicji” zrobiły swoje. Jego forma jednak systematycznie wzrastała i trzeba mu oddać, że wsparł zespół Białej Gwiazdy w zdobyciu mistrzostwa Polski w 2004 roku. Kiedy jednak Biała Gwiazda odpadała z Realem Madryt w eliminacjach Ligi Mistrzów (swoją drogą Uche zagrał całkiem dobrze w pierwszym meczu), Nigeryjczyk był już w drodze do Francji, gdzie miał zagrać w barwach Girondis Bordeaux. Francuzi wypożyczyli go do końca sezonu 2004/2005 z opcją pierwokupu. I z tej opcji nie skorzystali… Kalu wrócił do Krakowa latem 2005 i miał pomóc zespołowi, który prowadził już wtedy Jerzy Engel w awansie do Ligi Mistrzów. Trzeba jasno powiedzieć, że miał mocne wejście, bo już w pierwszym meczu 26 lipca 2005 roku uratował Wiśle punkt w Łęcznej, gdzie zdobył gola na 1-1. Bramkę zdobył także przeciwko Panathinaikosowi Ateny, kiedy Biała Gwiazda ograła w Krakowie Greków 3-1. Jak zakończył się rewanż w Grecji wszyscy wiemy, zakończyła się także na dniach przygoda Kalu Uche z Wisłą.