Start strzelców w czeskim Semily
W czeskim Semily na zawodach międzynarodowych rywalizowali zawodnicy sekcji strzeleckiej. W konkurencji...
Piętnaście lat temu doszło do jednego z najbardziej efektownych meczów wyjazdowych w wykonaniu piłkarzy Białej Gwiazdy. Drużyna prowadzona wówczas przez Henryka Kasperczaka pojechała do Lubina, aby rozegrać wydawać by się mogło zwyczajny ligowy mecz z Zagłębiem.
Wisła przed pojedynkiem z Miedziowymi zajmowała pierwsze miejsce w tabeli. Po pięciu premierowych kolejkach sezonu 2004/2005 Krakowianie zdobyli piętnaście punktów, a ich stosunek bramkowy wynosił 21-1! W szóstej serii ligowych gier Wiślacy zremisowali na własnym obiekcie z Amicą Wronki 1-1, co zdaniem wszystkich obserwatorów ekstraklasowych zmagań w tamtym sezonie było po prostu niebywałą sensacją. W Lubinie Biała Gwiazda miała się zrehabilitować.
Zespół z Dolnego Śląska był wówczas beniaminkiem piłkarskiej ekstraklasy. Drużyna wróciła do najwyższej klasy rozgrywkowej w Polsce po rocznej banicji na ligowym zapleczu. Lubinianie zaczęli jednak ligę wręcz fatalnie bo od porażki z Cracovią w meczu inauguracyjnym na własnym boisku aż 2-5. Podopieczni Kasperczaka głośno żartowali przed tym meczem, że na tydzień przed krakowską Świętą Wojną chcą wygrać w Lubinie wyżej od swoich derbowych rywali. I ta sztuka im się udała…
1650 mecz Białej Gwiazdy w najwyższej klasie rozgrywkowej rozpoczął się na lubelskim stadionie przy ulicy Marii Curie-Skłodowskiej w sobotę dwudziestego piątego września 2004 roku o godzinie 18:15. Była to stała ustalona przez stację Canal Plus pora rozgrywania hitowych meczów sobotnich, które były transmitowane przez tę telewizję.
Zagłębie prowadzone wówczas przez chorwackiego szkoleniowca Drazana Beska zaczęło ten mecz zdecydowanie lepiej niż podopieczni Henryka Kasperczaka. Pierwsze dwadzieścia minut meczu należało do drużyny, na której zwycięstwo nikt nie miał zamiaru stawiać przed rozpoczęciem spotkania. Wisła została zepchnięta do głębokiej defensywy, a spore zamieszanie z przodu robił duet ówczesnych napastników Zagłębia czyli Grzegorz Niciński i Wojciech Łobodziński. Wisła przeczekała jednak ten moment i w dwudziestej minucie po prostopadłym podaniu Tomasza Frankowskiego do Macieja Żurawskiego ten ostatni zdobył gola na 1-0. Po dziewięciu minutach ten sam zawodnik wykorzystał znakomity cross Mauro Cantoro i Biała Gwiazda prowadziła już różnicą dwóch goli. Gospodarze, którzy mieli jeszcze w pamięci kapitalny początek meczu, nie mogli uwierzyć, że chwila nieuwagi kosztowała ich utratę już dwóch bramek. Przed przerwą stracili zresztą jeszcze trzecią, bo kolejne dobre podanie Cantoro zamienił na gola tym razem Marek Zieńczuk, który zdobył wówczas swoją pierwszą bramkę dla Wisły.
W drugiej połowie nadzieję gospodarzom dało trafienie Rafała Piętki z pięćdziesiątej drugiej minuty, jednakże już sto osiemdziesiąt sekund później na 4-1 strzelił Tomasz Frankowski. Było to dwunaste trafienie „Franka” w siódmym meczu tamtego sezonu… Potem do siatki bramki Zagłębia bronionej przez Daniela Madarica trafiali jeszcze Damian Gorawski w sześćdziesiątej pierwszej minucie, trzy minuty później Marek Zieńczu, a wynik meczu ustalił efektownym golem Marcin Kuźba w siedemdziesiątej czwartej minucie.
Gwoli statystycznej ścisłości poniżej skład Wisły z tego spotkania:
Radosław Majdan- Marcin Baszczyński, Tomasz Kłos, Arkadiusz Głowacki, Maciej Stolarczyk- Damian Gorawski (77’ Aleksander Kwiek), Mirosław Szymkowiak (69’ Mariusz Kukiełka), Mauro Cantoro, Marek ZIeńczuk- Maciej Żurawski (69’ Marcin Kuźba), Tomasz Frankowski