Start strzelców w czeskim Semily
W czeskim Semily na zawodach międzynarodowych rywalizowali zawodnicy sekcji strzeleckiej. W konkurencji...
Do wczorajszego meczu piłkarze Białej Gwiazdy wygrali w Kielcach trzy razy: w 2009, 2013 i 2018 roku. Za każdym razem odnosząc zwycięstwo na tym trudnym terenie futboliści spod Wawelu aplikowali miejscowym po trzy gole. Wczoraj zwyciężyli w stolicy województwa świętokrzyskiego po raz czwarty, jednocześnie podwajając liczbę strzelonych goli.
W pierwszej połowie Biała Gwiazda dwa razy traciła prowadzenie, by dwukrotnie stan meczu wyrównać. Dodatkowo nie zabrakło problemów z prowadzącym zawody Danielem Stefańskim, który nie zauważył faulu Żubrowskiego na Drzazdze.
Druga część meczu to już dominacja Wisły, której po pierwszych czterdziestu pięciu minutach chyba mało kto się spodziewał. Nasz zespół pokazał jednak po raz kolejny w tym sezonie charakter, podparty zresztą dobrym składem i jakością piłkarską. Pierwszy raz od bardzo dawna zobaczyliśmy w wyśmienitej dyspozycji Łukasza Burligę, który asystował przy pierwszym golu, a także zdobył piątego. I trafienie i podanie mogło przypomnieć kibicom stary dobry styl Łukasza: szybkość, nieustępliwość, a także umiejętność odnalezienia się w sytuacji podbramkowej. „Bury” pokazał także ogromny charakter walcząc za trzech na trudnym kieleckim terytorium. Kiedy schodził z placu gry dało się wyczytać z jego ust „czemu ja?”. Trener Stolarczyk zdjął go jednak z boiska, aby nie ryzykować kolejnej kartki i absencji Burligi w pojedynku derbowym.
Bardzo dobre spotkanie zagrał Kuba Błaszczykowski. Ostatnio można było natrafić na opinię, że po Jakubie widać, że nie grał jesienią zbyt wiele, że nie ma najlepszych statystyk. Wczoraj żywa legenda Wisły Kraków postanowiła zadać kłam tym stwierdzeniom. Czysta faktografia czyli gol i asysta to jedno, ale poza liczbami warto spojrzeć na postawę Kuby w całym spotkaniu. Jego trafienie na 2-2 dało Wiśle większy spokój przed zejściem do szatni, a gra Błaszczykowskiego w przekroju całego spotkania bezdyskusyjnie napędzała zespół. Oby swoją dyspozycję Jakub utrzymał jak najdłużej. Nie można zapomnieć także o występie Savicevica, który pokazuje, że ma papiery na granie, także o profesorskiej grze Bashy, który pokazał, że nie bez kozery nosi na plecach numer „10”, zaliczając bardzo dobre zawody i asystę przy golu Błaszczykowskiego.
Wisienką na torcie okazał się wczorajszy występ Krzysztofa Drzazgi. Piłkarz ściągnięty do Krakowa przed trzema laty, de facto nigdy nie dostał okazji do pokazania pełni swoich umiejętności. Jesienią w barwach Puszczy Niepołomice strzelił siedem goli w pierwszej lidze i wrócił pod Wawel mając nadzieję, że wreszcie zadomowi się na stałe w pierwszej jedenastce. Wczoraj zrobił ku temu milowy krok. Zagrał po profesorsku, z zimną krwią wykorzystując błędy kieleckich obrońców i w „wyścigu napastników” to on wysuwa się na razie zdecydowanie na prowadzenie. O potencjale drzemiącym w Krzyśku w Krakowie mówiono od dawna, w obiegowej opinii do pokazania go w pełni Drzazga potrzebuje zaufania. Po występie na kieleckim stadionie chyba nie musi się o nie martwić. Chapeau bas!
Kielce zdobyte. Czas na derby!