Start strzelców w czeskim Semily
W czeskim Semily na zawodach międzynarodowych rywalizowali zawodnicy sekcji strzeleckiej. W konkurencji...
Czyli małe post scriptum do życzeń urodzinowych dla Radka Sobolewskiego.
Kiedy nieco ponad dwa lata temu Ultra Wisła zaprezentowała oprawę „Sobol-nie zapomnij” skończyła się pewna epoka. To był moment, którego nikt nigdy nie chciał doczekać, ale w wyniku działań osoby, której nazwisko nie zostanie wymienione w tym tekście człowiek będący legendą tego klubu musiał odejść. Zostawił po sobie jednak coś znacznie więcej niż cztery zdobyte mistrzostwa Polski, tysiące wylanych litrów potu na boisku. Swoją postawą wykreował pewien wizerunek, swego rodzaju wzorzec postępowania dla przyszłych pokoleń na boisku i na trybunach. W zamian za to dostał szacunek, który nie przysługuje każdemu.
Nigdy nie lubił udzielać wywiadów. Powodem tego postępowania była sprawa sprzed lat, kiedy człowiek kalający zawód dziennikarza przeinaczył jego słowa, a działacze Wisły Płock odesłali go do rezerw. Tam przechodził najcięższe chwile swojej kariery, rozważał nawet porzucenie piłki i powrót do rodzinnego Białegostoku, gdzie miał podjąć normalną pracę. Zdecydował się jednak walczyć. Zacisnął zęby i wytrwał, po to by po niemal dekadzie zostać legendą innej Wisły, tej z Krakowa. Zawsze spokojny i opanowany, mimo, że na boisku uchodził za prawdziwego wojownika. Skromny człowiek, który nigdy się nie wywyższał, swojej prawdziwej szansy doczekał się w wieku dwudziestu dziewięciu lat, kiedy trafił do Krakowa. Napisać, że w pełni ją wykorzystał to nic nie napisać. On po prostu nadał bieg historii klubu, w którym się znalazł.
Z Wisłą zaliczył więcej wzlotów niż upadków, chociaż i te jak to w życiu się zdarzały. Prawdziwą sinusoidą był dla niego mecz w Atenach, gdzie najpierw strzelił gola, a potem musiał opuścić plac gry po czerwonej kartce. Wtedy właśnie zespół Białej Gwiazdy „przepoczwarzał” się na oczach kibiców. Odeszli ważni piłkarze, ale to „Sobol” zaczął wyrastać na prawdziwego lidera zespołu spod Wawelu. Dawał drużynie niesamowitą charyzmę, spokój w środku pola, a jego ogromne pokłady wewnętrznej motywacji potrafił przełożyć na mobilizowanie reszty zespołu. Miał ogromny wkład w trzy następne mistrzostwa Polski, a ostatnie z nich w 2011 zdobył jako kapitan Wisły. Jak wszyscy wiemy był to ostatni triumf ligowy krakowskiej drużyny, co jego późniejszemu odejściu i dalszym losom Wisły nadaje odpowiednią symbolikę. Błędne decyzje decydentów wyrwały tej drużynie serce.
Nigdy nie był człowiekiem, który dostał coś za darmo. Bardzo szanował wszystko to, na co ciężko zapracował w życiu. Gra w kadrze z pewnością była spełnieniem jego marzeń, długo czekał na tą szansę, ale odszedł ze sceny niepokonany tuż po historycznym awansie na Euro 2008. Uzyskanie promocji na ten turniej w dużej mierze było jego zasługą, ale wybrał jak zawsze swoją drogę. Wtedy też wypowiedział się na konferencji prasowej, która była jedną z dwóch w jego wiślackiej karierze. Prawdę mówiąc pokazał, że mówić mniej nie znaczy mówić gorzej. Trafiał celnie w punkt argumentując swoją decyzję, która dla wielu była wtedy niewyobrażalna.
Kiedy rozstawał się z Wisłą z jego oczu popłynęły łzy. To pokazało jak wiele znaczy dla niego klub, z którego nigdy nie chciał odchodzić, lecz z którego go wyrzucono. Jednak po raz kolejny zacisnął zęby, nie szukał winnych i odszedł z ogromną klasą. Szkoda, że klasy nie pokazali ci, którzy wtedy podjęli taką decyzję. Nie ma co jednak o nich pisać, bo sam Radek o tym rozmawiać nigdy nie chciał. Właśnie dlatego jest tym, kim jest. Tego szacunku nikt mu nie odbierze, a przede wszystkim nie da się go kupić.
Kibice Wisły, członkowie zarządu TS Wisła spotkali się ostatnio z Radkiem, aby złożyć mu urodzinowe życzenia. Oby nasze drogi się jeszcze zeszły. Radek! Najlepszego!