O drużynie, która nie jest fabryką i integracji

Źródło: TS Wisła
Data publikacji: 2 października 2017

Wiślacki Przegląd Prasy.

Jak zwykle w poniedziałek prezentujemy przegląd najciekawszych artykułów dotyczących Białej Gwiazdy.
W „Gazecie Krakowskiej” mogliśmy przeczytać wywiad z Radosławem Sobolewskim. „Sobol” w przeciągu swojej kariery bardzo rzadko udzielał wywiadów, dlatego warto pochylić się nad rozmową, którą przeprowadził Bartosz Karcz.
– W tabeli ekstraklasy Wisła wygląda na dzisiaj dobrze, ma sporo punktów. Chciałbym jednak zapytać Pana, człowieka, który tyle lat związany jest z „Białą Gwiazdą”, czy podoba się Panu styl, w jakim gra drużyna?
– Dobrze, że to pytanie zaczęło się od punktów, czyli zwycięstw. A tych mieliśmy sporo w tym sezonie. Warto wspomnieć, w jakiej sytuacji był klub, drużyna przed rokiem i to porównać. Widać zatem, jak ciężką i długą drogę przeszliśmy w i jakim momencie jesteśmy. Skoro mamy w tej chwili trzy punkty straty do lidera, to widać jak wiele się zmieniło. Oczywiście jeśli popatrzymy tylko na to, co jest teraz, to nie jest idealnie. Nie do końca wygląda to tak jak życzyliby sobie kibice, trenerzy i również piłkarze. Tylko, że powinniśmy cofnąć się trochę w czasie, do momentu, gdy zamykało się okno transferowe i popatrzeć, ilu nowych zawodników do nas przyszło. Wielu z nich nie miało czasu przepracować z nami okresu przygotowawczego. Trzeba popatrzeć również, kto odszedł. Straciliśmy jedynego reprezentanta Polski, Krzysztofa Mączyńskiego. Tuż przed zamknięciem okna transferowego, na trzy dni przed meczem z Zagłębiem odszedł Petar Brlek. Można powiedzieć, że straciliśmy całą bazę, którą trenerowi Ramirezowi udało się zbudować w trakcie poprzedniego sezonu i w okresie przygotowawczym. Teraz musimy pracować nad tym, żeby wszystko poprawić, żeby wszystko znów zaczęło grać. Na to potrzeba jednak czasu i cierpliwości. Dobrze, że w tej drużynie są wciąż tacy zawodnicy jak Arek Głowacki, Paweł Brożek, czy Rafał Boguski. Trener Ramirez mocno zabiegał o ich pozostanie na kolejny sezon. Właśnie dlatego, że chciał mieć bazę, na której można budować coś nowego. Oni może ostatnio grają mniej, ale wciąż pełnią w zespole niezwykle istotną rolę. – Zmian rzeczywiście zaszło sporo, ale zastanawia jedna kwestia. Skoro przyszło tylu nowych zawodników, to czy niektórzy z nich nie za szybko dostają miejsce w składzie, tym bardziej, że są w drużynie zawodnicy, którzy cały okres przygotowawczy solidnie przepracowali? – Są dwie filozofie. Niektórzy trenerzy uważają, że nowy piłkarz powinien dostać, trzy, cztery tygodnie na aklimatyzację. Jest jednak i druga teoria, w myśl której skoro ktoś podpisał kontrakt, to od razu jest pełnoprawnym zawodnikiem. Trener Ramirez jest wyznawcą tej drugiej filozofii, ale myślę, że zarzuty pod jego kierunkiem są artykułowane przede wszystkim dlatego, bo wszystko obraca się wokół wyniku. Gdyby on był w ostatnich meczach, to nikt nie zastanawiałby się, czy Ramirez zrobił dobrze czy źle. Tak było zimą z Polem Llonchem, Ivanem Gonzalezem, czy teraz z Carlitosem, również z Bashą. Druga kwestia, to że nie mamy drugiego zespołu i gdzie ogrywać tych nowych zawodników? Nie mamy drugiego okresu przygotowawczego. To co normalnie robi się właśnie w tym czasie, my musimy robić w trakcie ligi. Przez to, że tak robimy, czasem zdarzają się pomyłki. Nie powinno zaciemniać to jednak obrazu całości.
(…)
– Skoro apeluje Pan o cierpliwość, to jest Pan w stanie określić, ile tego czasu potrzeba, żeby tryby w tej nowej wiślackiej maszynie zaczęły się zazębiać?
– Drużyna to nie jest fabryka, w której przykręci się pięć śrub i wszystko gra, jak ktoś sobie zaplanował. Mogę jednak powiedzieć w ten sposób, że można śmiało od nas wymagać efektów po takim czasie, jak wynosi okres przygotowawczy. Myślę, że po paru tygodniach powinno to wszystko wyglądać o wiele lepiej niż ostatnio. – Ma Pan jednak świadomość, że w Wiśle Kraków kibice są bardzo wymagający i nie chcą czekać? – To może zmieńmy to podejście w tej naszej wiślackiej rodzinie. Łatwo jest bowiem na kogoś wylewać pomyje, ale jak później człowiek się obroni, to smród zostaje.
(…)

– Skupiacie się również na atmosferze w szatni? Skoro ta drużyna tak się zmieniła, to może trzeba popracować również nad jej scementowaniem nie tylko na boisku.
– Powiem w ten sposób, w ostatnim czasie nie zaniedbaliśmy jako trenerzy, ale również piłkarze tego elementu. Mogę powiedzieć tylko tyle, ale również aż tyle… Ostatni tydzień był gorący, ale również bardzo konstruktywny. Poszliśmy z pewnymi rzeczami bardzo do przodu. Teraz pora, żeby przełożyło się to na wyniki. Potrzebujemy takiego pozytywnego impulsu. Trochę takiego, jakim w zeszłym sezonie był mecz z Piastem, który wygraliśmy po bramce Patryka Małeckiego w doliczonym czasie gry. Przypomnę, że od tego momentu wszystkie tryby wskoczyły na swoje miejsce. Wierzę, że teraz też taki moment nastąpi i wkrótce wszyscy będą zadowoleni zarówno z wyników, jak i z gry Wisły. Oby ten moment nadszedł już w sobotę.

„Przegląd Sportowy” w dzisiejszym wydaniu skupił się na wspólnej kolacji zawodników Białej Gwiazdy. W artykule Michała Treli pod tytułem „Impreza tchnęła w Wisłę Kraków życie” możemy przeczytać o integracji zespołu przed meczem z Jagiellonią.

Po ostatnich dwóch porażkach, poniesionych w fatalnym stylu, atmosfera w Wiśle i wokół niej była nie najlepsza. Dlatego bardziej doświadczeni zawodnicy Białej Gwiazdy zdecydowali się wziąć sprawy w swoje ręce i zaprosić całą drużynę na integracyjną kolację. – Trenerzy o wszystkim wiedzieli – przyznaje Maciej Sadlok, lewy obrońca krakowian.
Kiko Ramirez nie tylko wiedział, że jego piłkarze spędzą wieczór razem, ale wręcz był z tego zadowolony. – Jestem bardzo wdzięczny piłkarzom, którzy są w klubie od dawna, że robią wszystko, by wprowadzić nowych graczy do zespołu – podkreślał. Zdaniem zawodników, kolacja przyniosła efekty. – Dzień później, na treningu, było już czuć inną atmosferę – twierdzi Sadlok.

Bohater z bezrobocia
Paweł Brożek podkreśla, że obyło się bez wylewania żali. – Nie było nic do wyjaśniania, żadnych nieporozumień ani pretensji. Wiemy, na jakim etapie są niektórzy nowi zawodnicy. Chodziło o to, by bardziej skonsolidować się z chłopakami. Lepiej się poznaliśmy – przyznaje doświadczony napastnik. Ramirez odwdzięczył się starej gwardii, wstawiając ją w komplecie do wyjściowego składu po kilku tygodniach przerwy. Były tego efekty, bo przeciwko Jagiellonii drużyna Białej Gwiazdy rozegrała jeden z najlepszych meczów w sezonie. Była agresywna, zgrana i stwarzała sporo sytuacji. Nie wygrała tylko dlatego, że świetnie dysponowany był Mariusz Pawełek. Po doświadczonym bramkarzu gości kompletnie nie było widać, że przez trzy i pół miesiąca nie miał klubu. Dobra postawa golkipera uratowała białostoczanom punkt. – To był bardzo debiut Mariusza – ocenił trener Jagi Ireneusz Mamrot.

Ze swoich pozostałych zawodników nie mógł być jednak zadowolony. – Nie będę bajerował, że mogliśmy wygrać ten mecz. Pierwsza połowa była najsłabsza, odkąd prowadzę Jagiellonię. Traciliśmy piłki, nawet gdy Wisła nas nie atakowała. Trudno to wytłumaczyć – podkreśla szkoleniowiec wicemistrzów Polski. Remis po takim meczu to dla jego drużyny sukces.