Srogi odwet. Wisła na czele

Źródło: TS Wisła
Data publikacji: 23 listopada 2014

Ostre strzelanie urządzili sobie dzisiaj zawodnicy Wisły Krakbet Kraków. Już do przerwy zaaplikowali zespołowi GAF Jasna Gliwice osiem bramek, zapewniając sobie pewną wygraną, a tym samym pierwsze miejsce w tabeli Futsal Ekstraklasy.

Dzisiejsze spotkanie mogło zadowolić nawet najbardziej wybrednych znawców futsalu. Poziom meczu był naprawdę wysoki, a składnych, przemyślanych akcji było co nie miara. Superlatywy należą się głównie wiślakom, choć warto zaznaczyć, że goście także pokazali co najmniej przyzwoitą grę. Do nawiązania z krakowianami wyrównanej walki było to jednak stanowczo za mało.

Mecz rozpoczął się z jednej strony dobrze, z drugiej źle. Dobrze, gdyż od początku gra naszej drużyny była należycie poukładana, a okazji do zdobycia bramek nie brakowało. Źle, bo pierwsi gola strzelili goście. W 4. minucie mocny strzał Mizgajskiego bezpośrednio z rzutu wolnego znalazł drogę do naszej bramki i było 0:1. Wiślacy zareagowali na tę sytuację tak, jak powinna zareagować klasowa drużyna – nie zrazili się takim obrotem sprawy, nie wpadli w panikę czy frustrację, tylko dalej robili swoje. Efekty przyszły po czterech minutach. Najpierw zespołową akcję całego zespołu skutecznym strzałem zakończył Bondar. Po chwili Vakhula przebił się prawą stroną boiska i efektowną podcinką dał nam prowadzenie. No i poszło! Wisła, grając z wielkim polotem, osiągnęła sporą przewagę. A że widowiskowa gra szła w pierwszej połowie ramię w ramię ze skutecznością, kolejne gole wysypały się jak z rogu obfitości. Golkiper gości jeszcze sześciokrotnie musiał wyciągać piłkę z siatki, a łupem bramkowym podzielili się Jonczyk, Wojciechowski i Bondar. Do przerwy odnotowaliśmy więc rzadko spotykany wynik 8:1.

Druga połowa nie była już tak ekscytująca, choć walki i groźnych sytuacji podbramkowych nie brakowało. W kilku momentach wiślacy wykazali jednak trochę mniejszą koncentrację niż przed pauzą i dlatego oczekiwana przez kibiców dwucyfrówka nie padła. Nikt z fanów jednak nie narzekał. Wszak zwycięstwo sześcioma bramkami, po bardzo dobrej grze, odniesione nad rywalem, z którym do tej pory w lidze się jeszcze nie wygrało, musi budzić szacunek. Brawo Panowie!

0-1 Maciej Mizgajski (4.)
1-1 Oleksandr Bondar (8.)
2-1 Roman Vakhula (8.)
3-1 Adam Jonczyk (12.)
4-1 Adam Jonczyk (13.)
5-1 Sebastian Wojciechowski (16.)
6-1 Oleksandr Bondar (17.)
7-1 Oleksandr Bondar (17.)
8-1 Sebastian Wojciechowski (20.)
8-2 Tomasz Dura (36.)