Start strzelców w czeskim Semily
W czeskim Semily na zawodach międzynarodowych rywalizowali zawodnicy sekcji strzeleckiej. W konkurencji...
Trudno bardzo jest zdecydować o wyborze fragmentu swoich przeżyć sportowych, doznanych podczas wieloletniego uprawiania sportu w barwach Wisły. Będąc jednak przekonany, że większość wypowiedzi dotyczyć będzie przeżyć czysto wiślackich, pozwolę sobie opowiedzieć jeden z wesołych przypadków, jaki spotkał mnie i Stefana Wójcika podczas występu w reprezentacji Polski.
W ramach przygotowań do Mistrzostw Europy braliśmy udział w 1957 r. w turnieju koszykówki w Egipcie. Do ekipy zakwalifikowało się trzech Wiślaków – Stefan Wójcik, Wicek Wawro i ja. Podróżowaliśmy aż trzema liniami lotniczymi: Lot-em z Warszawy do Pragi, czeskimi linami z Pragi do Zurychu, a stąd do samego Kairu”Swissairem”. Wylądowaliśmy w Kairze po północy. Mimo że wszyscy członkowie naszej ekipy mieli już „zaliczone” po kilkanaście państw, ten wyjazd wprawił nas w jakiś nadzwyczajny stan podniecenia. Po raz pierwszy mieliśmy grać na kontynencie afrykańskim, w warunkach zupełnie odmiennych od tych, z jakimi dotychczas spotkaliśmy się. Uwzględniliśmy to w trakcie przygotowań do tego turnieju, trenując na hali AWF-u Warszawa.
Obiekt mimo że lato było upalne, opalany był dodatkowo, co przy szczelnie pozamykanych oknach stwarzało przedsmak temperatur panujących w kraju piramid.
Tadeusz Pacuła(z prawej) i Stefan Wójcik jr.
Wysiedliśmy z samolotu, opustoszałe lotnisko. Powietrze nagrzane (mimo nocnej pory), parne. Ciemnoskóra obsługa lotniska, niżsi funkcjonariusze w tradycyjnych arabskich strojach. Wszyscy jesteśmy mocno podekscytowani. Wyłaniają się jakieś kłopoty z hotelem. Koniec – końców ładują nas w jakiś rozklekotany autobus i wiozą na nocleg. Mijamy uśpione, ale nie wyludnione ulice. Na chodnikach z jakąś szmatą pod głową lub wprost na skrawkach trawników śpią ludzie w białych szatach. Dojeżdżamy wreszcie do hotelu, ulokowanego w tzw. dzielnicy arabskiej. W holu hotelu wita nas kilku zaspanych posługaczy i mnóstwo kotów, wytrzeszczających na nas swe świecące ślepia. Z każdą sekunda przybywa posługaczy, którzy na wiadomość o przyjeździe dużej wycieczki „białych” wyłażą ze swych kryjówek. Już porwali w swe ręce nasze bagaże i prowadzą do wyznaczonych pokoi. Ja mam dzielić pokój razem ze Stefanem. Na piętrze, w pokoju, jeszcze jeden przyczynek do zdenerwowania. Stefan otwiera drzwi od łazienki, a tu dosłownie między jego nogami, na czworakach, wyczołguje się błyskawicznie jakiś ciemnoskóry typ. Prawdopodobnie spał na posadzce w łazience , która dawała mu nieco chłodu.
Tymczasem dwaj posługacze, którzy wnieśli nam na górę (mimo naszego oponowania) walizki, stoją z wyciągniętymi rękami, dopominając się o „bakszysz”. A my nie dysponujemy ani groszem w dewizach, jako że nie otrzymaliśmy jeszcze diet. Naszych natrętów to jednak nic nie obchodzi, łamanym, międzynarodowym językiem tłumaczą nam, że „bakszysz” może być wypłacony w dowolnej walucie: amerykańskiej, angielskiej, francuskiej, niemieckiej. Po chwili okazało się, że identyczne kłopoty mają wszyscy członkowie naszej ekipy. W każdym pokoju zajętym przez polskich koszykarzy, wyciągnięte ręce domagały się zapłaty.
Mistrzowie Polski 1962 , Tadeusz Pacuła stoi pierwszy z lewej.
Zdenerwowanie wzmagało się, sytuację uratował Stefan. „Dajmy im polskie pieniądze” – zaproponował, „chwilowo ich to na pewno zadowoli”. I rzeczywiście.
Nasi prześladowcy wyrwali nam wprost z rąk wysupłane z kieszeni resztki naszego bilonu i zniknęli. Pozamykaliśmy drzwi na wszystkie możliwe zamki, po czym zabarykadowaliśmy je jakąś starą komodą, stojącą w kącie pokoju. Rano zjawili się organizatorzy, przeprosili za brak opieki zaraz po przyjeździe i przenieśli nas do luksusowego hotelu „Ambasador” stojącego przy głównej alei dzielnicy europejskiej. Odsapnęliśmy. W momencie jednak, gdy zasiadaliśmy do obiadu, zjawił się naczelnik obsługi z poprzednio przez nas zajmowanego hotelu z pełną czapką polskiego bilonu. Żądał wymiany na jakąś inną walutę , gdyż tych monet nie chciał przyjąć żaden bank. Staraliśmy się wytłumaczyć sprawę w ten sposób, że są to monety ważne tylko na kontynencie europejskim i omyłkowo wczoraj nimi zapłaciliśmy. Arab, zadowolony otrzymanym wyjaśnieniem i wsadzonymi mu w dłoń kilkoma piastrami – odszedł.
I to już był koniec tego małego, wesołego epizodu.
Tadeusz Pacuła – koszykarz Wisły Kraków w latach 1951-1964, reprezentant Polski, uczestnik Igrzysk Olimpijskich w Rzymie (był kapitanem reprezentacji), trzykrotny mistrz Polski.
Wspomnienia nadesłane na konkurs tygodnika “TEMPO” oraz TS Wisła Kraków z okazji 60-lecia Białej Gwiazdy.
Zachowana pisownia oryginalna.
foto. historiawisly.pl / na głównym foto Tadeusz Pacuła drugi z prawej