Wiślacka szpalta: Kręta droga do pokazania prawdziwej twarzy

Źródło: TS Wisła
Data publikacji: 25 lutego 2019

Zapraszamy Was do lektury nowego cyklu, który będziemy Wam prezentować co poniedziałek. Nie wykażemy się wielką kreatywnością, ot po prostu zwyczajny przegląd tego co można było przeczytać na łamach prasy na temat Białej Gwiazdy w mijającym tygodniu.

Na pierwszy ogień pójdzie chyba najbardziej poczytny temat w ostatnim czasie czyli kwestia Kuby Błaszczykowskiego. Nie skupimy się tym razem jednak na jego powrocie do gry w zespole Wisły i wielu innych wspaniałych ludzkich gestach, tylko spróbujemy pochylić się nad tematem gry tego piłkarze w reprezentacji Polski.

Jak wszyscy zainteresowani futbolem kibice wiedzą (albo po prostu wiedzieć powinni) Kuba jest rekordzistą wszech czasów pod względem występów z Białym Orłem na piersi. W minionym roku jednakże jego gra dla kadry została poddana niemalże publicznej dyskusji. Temat gry Kuby w kadrze narodowej stał się tematem artykułu na portalu Gol24.pl. – Jesienią Jerzy Brzęczek był krytykowany za konsekwentne stawianie na Błaszczykowskiego, który w Wolfsburgu zagrał w tym sezonie łącznie… 19 minut! Pojawiło się mnóstwo niepochlebnych opinii oraz zarzuty, że selekcjoner powołuje piłkarzy “za zasługi”, nie zważając na aktualną dyspozycję. Następca Adama Nawałki wystawił Kubę w pięciu meczach kadry.– czytamy na łamach piłkarskiej witryny. Sam Kuba zresztą dla kadry chce grać dalej, o czym możemy przeczytać w dalszej części artykułu. –Powrót do Wisły Kraków będzie więc dla Błaszczykowskiego przede wszystkim powrotem do regularnej gry. Jeśli skrzydłowy nie nabawi się kontuzji i stopniowo będzie wracał do dawnej dyspozycji, krytykom zabraknie argumentów popierających niepowoływanie go do reprezentacji Polski. Zainteresowany nie chce iść śladem Łukasza Piszczka i nie zamierza kończyć kariery w reprezentacji. – Dla mnie, również w kadrze, najważniejszy jest najbliższy trening i mecz. Nie mam żadnych ram czasowych, nie postanowiłem, że odejdę wtedy czy wtedy. Dla mnie kadra to coś wyjątkowego. Tak było przy pierwszym meczu i tak będzie przy ostatnim. Nieważne kiedy on nastąpi – powiedział Jakub Błaszczykowski w rozmowie z fifa.com.– kontynuują redaktorzy Gol24.pl.

W „Dzienniku Polskim” możemy przeczytać z kolei dłuższą relację z meczu koszykarek Wisły CANPACK w Ostrowie Wielkopolskim. Artykuł o wielkopolskiej eskapadzie Wiślaczek wyszedł spod pióra Justyny Krupy i nosił tytuł „Prawdziwą twarz Wisła Kraków pokazała po przerwie” –To był ciężki tydzień dla koszykarek Wisły CANPACK. W czwartek zakończyły swoją europejską przygodę i odpadły z rozgrywek EuroCup po wyjazdowej porażce w Turcji, a tymczasem już w sobotę rozegrały spotkanie 19. kolejki EBLK w Ostrowie. W dodatku podróż do Mersin kosztowała je chyba więcej energii i sił, niż sam mecz przeciwko gwiazdom tureckiej Cukurovej, bo mgła sparaliżowała lotniska i opóźniła zaplanowane loty. Nie ma się co dziwić, że do Ostrowa krakowianki dotarły wykończone. W efekcie Wiślaczki w pierwszej połowie sobotniego starcia nie były w stanie zdominować niżej notowanego rywala. Ekipa z Ostrowa dość śmiało poczynała sobie w starciu z faworytem z Krakowa. Mocną bronią gospodyń były rzuty z obwodu, zwłaszcza „trójki” doświadczonej Katarzyny Motyl. Krakowianki musiały też sobie radzić bez kontuzjowanej Bozicy Mujović, Kluczowa dla losów spotkania okazała się trzecia kwarta. Trener Wojciech Eljasz-Radzikowski udowodnił, że potrafi odpowiednio zmobilizować zespół w szatni i po przerwie jego podopieczne pokazały już Ostrovii miejsce w szeregu. Gospodynie zdobyły w trzeciej partii zaledwie 7 punktów. Tymczasem Wisła rozkręcała się z minuty na minutę. Ważna była tu zwłaszcza postawa Mercedes Russell, a przede wszystkim to, że Wiślaczki wreszcie odpowiednio wykorzystały przewagę w strefie podkoszowej. Wyjątkowo skuteczna tego dnia była też Anna Jakubiuk, która zdobyła aż 12 oczek. – napisała zajmująca się wiślacką koszykówką krakowska dziennikarka.

Ostatnim cytowanym artykułem w dzisiejszym przeglądzie prasy będzie tekst Michała Treli, w którym poświęcił on swoją uwagę Krzysztofowi Drzazdze. Nasz napastnik był o krok od rzucenia futbolu i pozostania na pełen etat w fabryce. – Krakowianie wpadli na niego, gdy miał dwadzieścia lat i w III-ligowym KS-ie Polkowice strzelił w jednej rundzie dwadzieścia jeden goli. – Gdy zadzwoniła do mnie Wisła, ludzie musieli mnie szczypać, bym w to uwierzył – podkreśla. Inaczej bowiem niż wielu młodych zawodników, nie przeszedł przez akademię żadnego dużego klubu i nie nastawiał się na zawodową karierę.- opowiada Michałowi Treli Krzysztof Drzazga
Gdy zaczęliśmy grać w III lidze, ja pracowałem już w fabryce Sanden w Polkowicach, gdzie robiłem części do kompresorów. Stwierdziłem, że trzeba odkładać, bo stypendium z klubu wystarczało na wynajęcie mieszkania i życie z miesiąca na miesiąc. Czasem było ciężko. Gdy pracowałem na drugą zmianę, opuszczałem treningi. Bywało, że prosto z nocnej zmiany szedłem na mecz. Gdybym został w Polkowicach, pewnie próbowałbym się dostać do kopalni. Nigdy nie byłem pod ziemią, ale wiadomo, że tam pieniądze są lepsze. Dopiero gdy przyjechałem do Krakowa i zobaczyłem Wisłę od środka, pomyślałem, że będę miał możliwość żyć z piłki – wyjaśnia. I o tamtych doświadczeniach nie zapomina. – Dzięki nim wiem, co ludzie muszą robić, by zarobić dwa tysiące złotych i utrzymać całą rodzinę – dodaje.