Start strzelców w czeskim Semily
W czeskim Semily na zawodach międzynarodowych rywalizowali zawodnicy sekcji strzeleckiej. W konkurencji...
Wywiad z Michałem Sumarą- pedagogiem, trenerem między innymi zespołu U-18 koszykarek Wisły Kraków.
Jest Pan wychowankiem Unii Tarnów i to właśnie w barwach klubu z ulicy Zbylitowskiej zaczynał Pan swoją koszykarską karierę. Jak wspomina Pan swoje występy w drużynie, z którą przeszedł Pan wszystkie etapy od młodzika aż do drużyny seniorskiej?
Tak to prawda. Swoje pierwsze kroki koszykarskie stawiałem w barwach jaskółek. Ale moja przygoda z koszykówką zaczęła się dość śmiesznie. Otóż przy mojej szkole podstawowej powstawało nowe boisko asfaltowe – wtedy to był szczyt marzeń każdej szkoły (śmiech) – i przez okrągły tydzień pomagaliśmy Wf-iście oraz konserwatorowi na lekcjach WF obsadzać bramki do piłki ręcznej oraz betonować konstrukcję do kosza. Po tygodniu pojawiło się boisko do koszykówki, więc trzeba było je przetestować … No tak to się zaczęło. Przed szkołą, po szkole, w weekendy, do późnych godzin nocnych cały czas basketball. Potem pojawił się u Nas w szkole na zastępstwo za jednego z nauczycieli WF-u trener Jacek Falkowski, który był jednocześnie trenerem koszykówki w Unii Tarnów grup młodzieżowych. To on zasiał w Nas pierwsze „ziarnko” czegoś takiego jak trening koszykarski. No i tak to się zaczęło. Rywalizacja na podłożu szkolnym, przeniosła się na wyższy etap. Z zabawy zrobiła się ciężka praca, ale ja to zawsze lubiłem. Rozpocząłem naukę w szkole średniej w Tarnowie, więc było trochę łatwiej godzić naukę z treningami. Dodatkowo, w szkole w IV LO w Mościach mieliśmy naprawdę mocną ekipę koszykarzy, w większości trenujących. Nie ma co ukrywać, że „Sumarze” dość niespodziewanie zaczęło się szybko rosnąć. W krótkim okresie czasu skoczyłem na 199 cm wzrostu, więc basket otworzył się przede mną w szerszej perspektywie.
Trener Falkowski, Trener Stawarz, Trener Zgłobicki … to oni nauczyli mnie wszystkiego co młody koszykarz musi umieć. Dali mi tego „bakcyla”. Mieliśmy drużynę ekstraklasy mężczyzn, i chyba każdy z Nas marzył, żeby w niej zagrać, dlatego harowaliśmy jak woły na treningach, rywalizacja była ogromna i trzeba było naprawdę mocno zasuwać. Na domiar złego, na pierwsze treningi trafiłem do drużyny która zdobyła Mistrzostwo Polski U16. Moi nowi koledzy z drużyny nie pozwalali mi zrobić nawet jednego kozła … zjadali mnie w obronie. Przekonałem się, jak wiele jeszcze pacy przede mną, ale zawziąłem się, powiedziałem dam radę no i poszło. Tarnów to było piękne czasy mojej młodości. Zawsze z radością tam wracam i mam tam sporo znajomych
Kiedy i w jakich okolicznościach zdecydował się Pan zostać trenerem?
Swoją koszykarska przygodę postanowiłem kontynuować w Krakowie na miejscowym AWF-ie, kształcąc się w kierunku nauczycielskim i trenerskim równocześnie. Koszykarko rozwijałem się w Koronie Kraków u trenera Dudka, więc młodzieńcza zajawka stała się czymś więcej niż tylko formą spędzania wolnego czasu. Szczęśliwie się stało, ponieważ kariera sportowca jest krótka, koszykarska emerytura przychodzi w wieku 35- 39 lat. I pojawia się pytanie co potem. Rodzice chcieli zrobić ze mnie informatyka, ale ja postawiłem na swoim. Poszedłem na AWF. Więc rodzice dopilnowali, żebym nie zapomniał o wykształceniu. Podczas studiów niestety „przyplątał” się duży problem zdrowotny, który spowodował, że pierwszy rok po ślubie spędziłem w szpitalu … takie jest życie … Stało się pewnym, że sportowo już nie dam rady walczyć o swoje. Naturalną koleją rzeczy było kontynuowanie przygody koszykarskiej z drugiej strony barykady, czyli na ławce trenerskiej. Zdobyłem uprawnienia i od razu ruszyłem do boju.
W jaki sposób trafił Pan na Reymonta?
Pracowałem jako trener w nieistniejącym już SSK BASKET Kraków, potem w Koronie Kraków i następnie w MOSiR Bochnia, gdzie świętowałem kilka swoich sukcesów sportowych w pracy jako trener z grupami młodzieżowymi, dzięki czemu pomalutku rok po roku budowałem swoją pozycję w środowisku trenerskim od młodego nieopierzonego żółtodzioba. Blisko 8 lat pracowałem jako trener, nieustannie kształcąc się wszędzie gdzie to tylko było możliwe. No i tak to pewnego dnia zadzwonił do mnie Trener Piotr Piecuch z propozycją pracy. Jestem (uśmiech).
W miniony weekend Pana podopieczne z zespołu U-18 awansowały do półfinałów Mistrzostw Polski. Wcześniej wygrały swoją grupę z regionu, ponosząc zaledwie jedną porażkę. Jaki cel stawia Pan przed zespołem na turniej półfinałowy?
Turniej Ćwierćfinałowy nie był wybitnym w naszym wykonaniu. Raczej przeciętny. Wdało się za dużo stresu w poczynania dziewcząt. Przed nami trzy tygodnie pracy, aby doszlifować kolejne elementy gry. Na półfinały udamy się do Gdyni. Zmierzymy się tam z gospodarzami GTK Gdynia, Tarnowem i Aleksandrowem Łódzkim. To będzie ciężki turniej dla każdej drużyny. Wszystkim nam marzą się finały. Tam już nie będzie słabeuszy. Pierwsza selekcja podczas ćwierćfinałów już się odbyła. Dodatkowo do rozgrywek dołączają zespołu z tzw. „rankingu stref”. Ten tydzień pracujemy intensywnie nad wydolnością. Potem taktyka gry i będziemy gotowi. Ja będę gotowy i mój zespół też – obiecuję, że oddamy serce za walkę do ostatnich sekund. Jestem realistą i wiem, że nie jesteśmy faworytem, jednak boisko rządzi się swoimi prawami. Będziemy walczyć.
Drużyna U-18 praktycznie w takim samym składzie występuje w rozgrywkach drugiej ligi kobiet. W rundzie zasadniczej zajęliście piąte miejsce, a dalszy etap zakończyliście na czwartej lokacie. Jak oceni Pan występ swoich zawodniczek na tle starszych rywalek?
To było cenne doświadczenie dla Nas. Okazało się, że grupa małopolska była bardzo silna. Obecnie aż trzy zespoły z naszego regionu będą walczyć o pierwszą ligę. Wiec mecze stały na naprawdę wysokim poziomie i wymagały od Nas maksimum pracy i zaangażowania. Cieszę się, że dostaliśmy taką szansę grania w seniorskiej lidze. Liga juniorek była bardzo mała. Zaledwie 5 zespołów, osiem meczy w sezonie … dramatycznie mało. Dodatkowe blisko 20 meczy w drugiej lidze kobiet, turnieje towarzyskie, sparingi i udział w Europejskiej Lidze Koszykówki Dziewcząt dał nam odpowiedni bagaż doświadczenia z którym przystępujemy do rozgrywek centralnych U18. Nie będę oceniał tego sezonu drugiej ligi kobiet. Dla Nas wynik był kwestią drugorzędną, tu zbieraliśmy doświadczenie i to się udało. W perspektywie dwóch następnych sezonów będziemy chcieli walczyć o lepszy wynik w rozgrywkach seniorskich.
Jakie są Pańskie trenerskie inspiracje? Czy jest jakaś postać, która wywarła na Panu spore wrażenie podczas Pana koszykarskiej drogi?
Mój tato kupił mi w Niemczech, gdzie pracował pół życia, pierwszą oryginalną koszulkę Bulls’ów z nr 23. Nie będę oryginalny. Michael Jordan był przez całe moje młodzieńcze życie inspiracją do pracy nad sobą jako zawodnik. A dzięki ojcu mogłem nawet biegać po boisku w jego T-Shircie. Dla dzisiejszych dzieciaków praktycznie nie robi wrażenia. Teraz mamy dostęp do wszystkiego. Chcesz- masz. Wtedy taka koszulka to było „Wow”. I to ja ją miałem, a na boisku trzeba było udowodnić, że się na nią zasługuje. Moja mam była nauczycielką i to po niej odziedziczyłem dryg pedagogiczny. Wszyscy trenerzy, u których grałem byli dla mnie wzorami do naśladowania. Każdy z nich dał mi z siebie wszystko czego potrzebowałem na danym etapie szkolenia. Za to ich cenie i szanuję po dziś dzień. Każdy z nich dał mi kawałek tego czegoś z koszykarskiego rzemiosła co można uznać za całokształt tego jakim jestem człowiekiem (bo oni też mnie wychowywali) oraz obecnie trenerem.
Co daje Panu największą satysfakcję w pracy trenerskiej?
Hahaha – krótko – radość jaką widzę u moim podopiecznych kiedy wygrywają. Nic tak nie cieszy oka jak uśmiech na ich twarzach. Wtedy wiesz, że warto !!
Oprócz pracy trenerskiej jest Pan także nauczycielem. Jakie cechy powinien Pańskim zdaniem posiadać dobry pedagog?
Dobry pedagog ?? Czy dzisiejszy pedagog ?? Świat tak bardzo pędzi, że również w pracy z dzieciakami w szkole podstawowej, którymi zajmuję się na co dzień ciężko rolę pedagoga zamknąć w wąskich ramach. Musisz być elastyczny, musisz wiedzieć co w pracy z daną grupą będzie funkcjonować Ci najlepiej. Czy żelazna dyscyplina, czy może dawka żartu i uśmiechu? Musisz się nieustannie kształcić, bo ten zawód, Twoja praca, lekcje które prowadzisz nie mogą być nudne a dzieci potrzebują cały czas nowych impulsów. Do dzieci zawsze z sercem na dłoni, wtedy poczują, ze Ci na nich zależy. One nie znają wartości pieniądza. One potrzebują przewodnika, któremu zaufają. Sumienność, charyzma i oddanie temu co robisz. To taka skrótowa „recepta na sukces” w moim wydaniu (uśmiech).
Koszykarki pierwszego zespołu Białej Gwiazdy kończą sezon zasadniczy. Jak Pan jako osoba związana z wiślacką koszykówką oceni szansę pierwszego zespołu w fazie play-off i jaki Pańskim zdaniem cel będzie w zasięgu drużyny Wisły CANPACK Kraków?
Wierzę w to, że skończą sezon w strefie medalowej. Trzymam za nich mocno kciuki. Żeby osiągnąć cel muszą wygrywać z najlepszymi a ostatnio prezentują naprawdę dobrą formę, więc uważam, że stać ich na super wynik. Dopóki piłka w grze, wszystko jest możliwe … Zobaczycie, że jeszcze sporo pozytywnych emocji da Nam pierwszy zespół.
Ostatnie słowo należy do Pana.
Ostatnio jeden z moich kolegów po fachu w wywiadzie telewizyjnym powiedział, że jego podopieczni (zawodnicy) nie zdają sobie sprawy z tego jak wiele czasu my trenerzy poświęcamy „im” a nie własnym dzieciom. Ile prywatnego czasu zabiera nam praca i przygotowania. Gdybyśmy ten czas spożytkowali na dom, to pewnie Nasi synowie i córki mówili by już biegle w 3 językach obcych .. (uśmiech)
W związku z powyższym kończąc dziękuje mojej najbliższej rodzinie za wyrozumiałość i chce żeby widzieli, że bardzo ich kocham. Teraz żona mi powie, że w końcu ma to na piśmie (śmiech).